Szkolić !!
kilka słow od Agnieszki Kristiňák
Nie planowałam ćwiczyć ze swoim pierwszym dogiem. Na szkolenie zapisałam się dopiero wtedy, gdy Spike ważył więcej niż ja, a spacer na smyczy przypominał zawody w przeciąganiu liny. Dużą rolę odegrały też namowy znajomych, którzy na szkoleniu PT byli ze swoim błękitnym dogiem i bardzo je chwalili. Na wspólnych spacerach widziałam na własne oczy jak Idrysek zmieniał się z „pięknego doga” w „pięknego i posłusznego doga”.
Ukończyliśmy kurs PT w szkole „ Biały Kieł”. Spike był zachwycony, ja też. Każde z nas wyniosło z tego szkolenia sporo – pies nauczył się chodzić przy nodze na smyczy i bez, zostawać w miejscu na komendę, być posłusznym także w obecności innych psów, ja zostałam nauczona, jak psa nagradzać, jak motywować, jak się z nim bawić, a także okazywać swoje niezadowolenie, gdy nie zachowywał się zgodnie z oczekiwaniami. Okazało się, że po szkoleniu mamy o wiele więcej możliwości wspólnego spędzania czasu – mogliśmy jechać autobusem i Spike spokojnie leżał, gdy ludzie nad nim przechodzili, mogliśmy iść na grilla do znajomych, bo wiedziałam, że w razie potrzeby, mogę psu dać komendę „waruj zostań” i nie wstanie, nawet jak mu na chwilę zniknę z oczu.
To wszystko było wspaniałą zabawą. Chcieliśmy więcej. W tym czasie przeprowadziłam się do Czech. I stwierdziłam, że tutaj dużo łatwiej żyje się z psem. Idąc po ulicy słyszałam „jaki ładny, mogę pogłaskać?”, zamiast dotychczasowego „gryzie?” lub „ale bydlę!”. Zastanawiałam się, skąd ta różnica w podejściu do zwierząt. Okazało się, że w Czechach szkolenie psa należy do standardów, tak jak szczepienie. Kupuje się psa i idzie się z nim na „ćwiczak”, przynajmniej na podstawowy kurs posłuszeństwa i w celu socjalizacji. Wielu łapie bakcyla i psa szkoli całe życie, zdając z nim różne egzaminy i startując w zawodach. I to jest zaczarowany krąg: psy są dobrze wychowane, więc ludzie na ulicach reagują na nie przyjaźnie. Mogą wchodzić do centrów handlowych, do restauracji, zoo i wielu innych miejsc. Na spacerach nie słyszy się z daleka wołania innych właścicieli psów: „pies czy suka?”. Psy są lepiej zsocjalizowane, nie napadają na inne psy. Jak ktoś widzi psa na smyczy, to standardową reakcją jest zapięcie na smycz własnego lub przywołanie do nogi. Gdy Zuza miała cieczkę, byłam przyjemnie zaskoczona, bo nie zaczepiał nas żaden adorator.
Wiele osób zadawało mi pytanie: „Jak to? Ty ciągle szkolisz psa? Tyle lat? Przecież cię słucha!”. Dla nas szkolenie to niezwykła frajda, sposób na spędzenie wolnego czasu. Celowo piszę szkolenie, a nie tresura, bo ta kojarzy mi się z wojskową dyscypliną, która ze wspaniałą zabawą, jaką jest współpraca z psem, nie ma nic wspólnego. Dlatego regularnie chodzimy na ćwiczak. Ćwiczak to ogrodzony plac, na którym znajdują się namioty tzw. rewiry, przeszkody obowiązujące przy konkurencjach posłuszeństwa, zwykle też kojce, w których psy mogą się schować przed upałem lub deszczem oraz pomieszczenie socjalne dla ludzi. Pod okiem trenera (przy obronach pozoranta) psy uczą się posłuszeństwa, obrony D (ślady trenuje się łąkach lub polach). Jednak to nie wszystko. Przede wszystkim psy na ćwiczaku świetnie się socjalizują. Przebywając z innymi ludźmi, mając kontakt z innymi ułożonymi psami, zdobywają potrzebną ogładę. Czeski regulamin podkreśla znaczenie tej socjalizacji, umieszczając wśród konkurencji egzaminacyjnych także ćwiczenia specjalne, będące symulacją sytuacji, z którymi pies może spotkać się w swoim życiu. Są to między innymi: przywołanie w utrudnionych warunkach (w pobliżu znajdują się inne psy oraz ludzie grający w piłkę), zachowanie się psa zostawionego samego przez krótki okres czasu (przywiązany pies powinien spokojnie czekać na właściciela, nie zachowując się agresywnie w stosunku do przechodzących ludzi i psów, oraz wg niektórych regulaminów, także nie pozwalając się odprowadzić przez obcą osobę), przeniesienie psa przez właściciela oraz obcą osobę (przydaje się np. u weterynarza), chodzenie po trudnym terenie (właściwie to niecodziennym dla psa – żwir, puste butelki, szeleszcząca folia itd.). Po takim przygotowaniu psy świetnie sprawują się w codziennym życiu w mieście.
Posłuszeństwo obejmuje wiele różnych ćwiczeń, m.in. chodzenie przy nodze na smyczy i bez smyczy, siadanie i warowanie, także w marszu, aportowanie, czołganie się, zostawanie w miejscu na komendę (także przy odwracaniu uwagi), przeszkody (pokonywane samotnie lub z aportem), kładki, a także chodzenie po drabinie. Nawet, z pozoru tak nieprzydatne ćwiczenie jak dawanie głosu na komendę, przydaje się, gdy dzwonek przy furtce u znajomych nie działa.
O ile do uczęszczania na posłuszeństwo mnie dopingowano, to w Polsce, po usłyszeniu, że z dogiem chodzę na obrony, na moją głowę zwykle spadały gromy. Słyszałam argumenty, że dog jest na tyle duży, że i tak odstrasza wyglądem, jeśli dog jest związany uczuciowo z przewodnikiem to nawet nie szkolony go obroni, szkolenie obronne rozbudza w psie agresję i jedni znajomi szkolili a teraz bardzo żałują, bo pies rzuca się na wszystkich. Trzeba zaznaczyć dwie rzeczy. Po pierwsze, sportowa obrona nie jest nauką agresji, jest oparta na posłuszeństwie, celem nie jest człowiek, obiektem zainteresowania jest przedmiot (rękaw). Po drugie szanujący się pozorant czy trener nie przyjmie nikogo na obronę, dopóki pies nie ma bardzo dobrze opanowanego posłuszeństwa. Wcześniej Spike, teraz i Zuza, doskonale wiedziały, że to taka zabawa. Po każdych zajęciach pozorant mógł podejść i pogłaskać psa, nie narażając się na pogryzienie. My trenujemy konkurencje sportowe, nie atakowanie ludzi! Zresztą, moim zdaniem, każdy pies może zaatakować, ale tylko psa szkolonego da się odwołać z ataku.
Trzecią dyscypliną, którą trenujemy są ślady. Bardzo długo nie mogłam się do nich przekonać. Ślady są dla mnie trudne z kilku powodów – zwykle chodzi się na nie bardzo wcześnie rano, ponieważ dla psa warunki są najbardziej sprzyjające (jest chłodniej i bardziej wilgotno), mam zerową orientację w terenie, nie pamiętam nawet, czy mam załamanie w prawo czy w lewo oraz panicznie boję się myszy. Przełomem okazał się weekend treningowy ze sznaucerami, gdzie dowiedziałam się, że istnieją tak zwane kredy bezzapachowe, którymi osoby takie jak ja mogą oznaczyć załamanie, przedmiot lub nawet cały ślad. Człowiek widzi wyraźną, czerwoną lub niebieską linię (jest kilka kolorów do wyboru), pies nie widzi nic. Zwykle wystarcza kilka śladów z pomocą kredy, by pies zrozumiał, że właściciel doskonale wie, gdzie jest ślad i przestał oszukiwać. Spike ślady uwielbiał i był w tej dziedzinie niezwykle utalentowany. Bardzo szybko nauczył się jak przejść ślad, moim zadaniem było trzymać koniec linki i nie przeszkadzać mu. Całe szczęście, że Zuza również świetnie sobie radzi w tej dziedzinie.
W zależności od ilości posiadanego czasu ćwiczyć można chodząc w tygodniu na ćwiczak, jeżdżąc od czasu do czasu na weekendy treningowe lub w wakacje na obozy. Zwykle łączymy wszystkie te sposoby. Moim zdaniem największą zaletą jest to, iż pies przyzwyczaja się do pracy w różnych miejscach, nie tylko na jednym konkretnym boisku lub ćwiczaku, i potem nie ma problemu na zawodach lub egzaminach. Fajne jest też to, że korzystając z doświadczenia wielu osób możemy zapoznać się z różnymi metodami i wybrać najlepiej dopasowaną do temperamentu naszego psa. Zapewniam was, że te treningi, obozy i szkolenia mogą wciągnąć tak samo jak wystawy. Spędzamy przecież czas z naszymi ulubieńcami, spotykamy znajomych – pasjonatów takich jak my. Dla psów to świetne doświadczenie, zmęczą się w taki pozytywny sposób. Muszą myśleć, współpracować z nami. Odnajdują swoje miejsce w stadzie. U swoich psów obserwowałam, że jeszcze kilka dni po powrocie z weekendu lub obozu były tak zmęczone, że wstawały tylko do miski i na spacer.
W Czechach znaczenie szkolenia podkreśla także Klub Doga. Na wszystkich wystawach, oprócz międzynarodowych, dogi ze zdanym egzaminem ZM (ślady, posłuszeństwo, obrona, łącznie 150 punktów) lub wyższym mogą być wystawiane w klasie pracującej.
Chciałabym zachęcić was do pracy z psami – dogi są bardzo inteligentnymi zwierzętami i przy minimum wysiłku z naszej strony osiągają wspaniałe rezultaty. Zwykle w kilka tygodni uczą się tego, na co inne rasy potrzebują miesięcy. Mój trener, obserwując postępy moich dogów, kiedyś powiedział, że myślał, że ja jestem takim świetnym przewodnikiem. Do czasu, gdy sam miał przyjemność szkolić doga – wtedy zrozumiał, że to ta rasa jest taka mądra.
Ukończyliśmy kurs PT w szkole „ Biały Kieł”. Spike był zachwycony, ja też. Każde z nas wyniosło z tego szkolenia sporo – pies nauczył się chodzić przy nodze na smyczy i bez, zostawać w miejscu na komendę, być posłusznym także w obecności innych psów, ja zostałam nauczona, jak psa nagradzać, jak motywować, jak się z nim bawić, a także okazywać swoje niezadowolenie, gdy nie zachowywał się zgodnie z oczekiwaniami. Okazało się, że po szkoleniu mamy o wiele więcej możliwości wspólnego spędzania czasu – mogliśmy jechać autobusem i Spike spokojnie leżał, gdy ludzie nad nim przechodzili, mogliśmy iść na grilla do znajomych, bo wiedziałam, że w razie potrzeby, mogę psu dać komendę „waruj zostań” i nie wstanie, nawet jak mu na chwilę zniknę z oczu.
To wszystko było wspaniałą zabawą. Chcieliśmy więcej. W tym czasie przeprowadziłam się do Czech. I stwierdziłam, że tutaj dużo łatwiej żyje się z psem. Idąc po ulicy słyszałam „jaki ładny, mogę pogłaskać?”, zamiast dotychczasowego „gryzie?” lub „ale bydlę!”. Zastanawiałam się, skąd ta różnica w podejściu do zwierząt. Okazało się, że w Czechach szkolenie psa należy do standardów, tak jak szczepienie. Kupuje się psa i idzie się z nim na „ćwiczak”, przynajmniej na podstawowy kurs posłuszeństwa i w celu socjalizacji. Wielu łapie bakcyla i psa szkoli całe życie, zdając z nim różne egzaminy i startując w zawodach. I to jest zaczarowany krąg: psy są dobrze wychowane, więc ludzie na ulicach reagują na nie przyjaźnie. Mogą wchodzić do centrów handlowych, do restauracji, zoo i wielu innych miejsc. Na spacerach nie słyszy się z daleka wołania innych właścicieli psów: „pies czy suka?”. Psy są lepiej zsocjalizowane, nie napadają na inne psy. Jak ktoś widzi psa na smyczy, to standardową reakcją jest zapięcie na smycz własnego lub przywołanie do nogi. Gdy Zuza miała cieczkę, byłam przyjemnie zaskoczona, bo nie zaczepiał nas żaden adorator.
Wiele osób zadawało mi pytanie: „Jak to? Ty ciągle szkolisz psa? Tyle lat? Przecież cię słucha!”. Dla nas szkolenie to niezwykła frajda, sposób na spędzenie wolnego czasu. Celowo piszę szkolenie, a nie tresura, bo ta kojarzy mi się z wojskową dyscypliną, która ze wspaniałą zabawą, jaką jest współpraca z psem, nie ma nic wspólnego. Dlatego regularnie chodzimy na ćwiczak. Ćwiczak to ogrodzony plac, na którym znajdują się namioty tzw. rewiry, przeszkody obowiązujące przy konkurencjach posłuszeństwa, zwykle też kojce, w których psy mogą się schować przed upałem lub deszczem oraz pomieszczenie socjalne dla ludzi. Pod okiem trenera (przy obronach pozoranta) psy uczą się posłuszeństwa, obrony D (ślady trenuje się łąkach lub polach). Jednak to nie wszystko. Przede wszystkim psy na ćwiczaku świetnie się socjalizują. Przebywając z innymi ludźmi, mając kontakt z innymi ułożonymi psami, zdobywają potrzebną ogładę. Czeski regulamin podkreśla znaczenie tej socjalizacji, umieszczając wśród konkurencji egzaminacyjnych także ćwiczenia specjalne, będące symulacją sytuacji, z którymi pies może spotkać się w swoim życiu. Są to między innymi: przywołanie w utrudnionych warunkach (w pobliżu znajdują się inne psy oraz ludzie grający w piłkę), zachowanie się psa zostawionego samego przez krótki okres czasu (przywiązany pies powinien spokojnie czekać na właściciela, nie zachowując się agresywnie w stosunku do przechodzących ludzi i psów, oraz wg niektórych regulaminów, także nie pozwalając się odprowadzić przez obcą osobę), przeniesienie psa przez właściciela oraz obcą osobę (przydaje się np. u weterynarza), chodzenie po trudnym terenie (właściwie to niecodziennym dla psa – żwir, puste butelki, szeleszcząca folia itd.). Po takim przygotowaniu psy świetnie sprawują się w codziennym życiu w mieście.
Posłuszeństwo obejmuje wiele różnych ćwiczeń, m.in. chodzenie przy nodze na smyczy i bez smyczy, siadanie i warowanie, także w marszu, aportowanie, czołganie się, zostawanie w miejscu na komendę (także przy odwracaniu uwagi), przeszkody (pokonywane samotnie lub z aportem), kładki, a także chodzenie po drabinie. Nawet, z pozoru tak nieprzydatne ćwiczenie jak dawanie głosu na komendę, przydaje się, gdy dzwonek przy furtce u znajomych nie działa.
O ile do uczęszczania na posłuszeństwo mnie dopingowano, to w Polsce, po usłyszeniu, że z dogiem chodzę na obrony, na moją głowę zwykle spadały gromy. Słyszałam argumenty, że dog jest na tyle duży, że i tak odstrasza wyglądem, jeśli dog jest związany uczuciowo z przewodnikiem to nawet nie szkolony go obroni, szkolenie obronne rozbudza w psie agresję i jedni znajomi szkolili a teraz bardzo żałują, bo pies rzuca się na wszystkich. Trzeba zaznaczyć dwie rzeczy. Po pierwsze, sportowa obrona nie jest nauką agresji, jest oparta na posłuszeństwie, celem nie jest człowiek, obiektem zainteresowania jest przedmiot (rękaw). Po drugie szanujący się pozorant czy trener nie przyjmie nikogo na obronę, dopóki pies nie ma bardzo dobrze opanowanego posłuszeństwa. Wcześniej Spike, teraz i Zuza, doskonale wiedziały, że to taka zabawa. Po każdych zajęciach pozorant mógł podejść i pogłaskać psa, nie narażając się na pogryzienie. My trenujemy konkurencje sportowe, nie atakowanie ludzi! Zresztą, moim zdaniem, każdy pies może zaatakować, ale tylko psa szkolonego da się odwołać z ataku.
Trzecią dyscypliną, którą trenujemy są ślady. Bardzo długo nie mogłam się do nich przekonać. Ślady są dla mnie trudne z kilku powodów – zwykle chodzi się na nie bardzo wcześnie rano, ponieważ dla psa warunki są najbardziej sprzyjające (jest chłodniej i bardziej wilgotno), mam zerową orientację w terenie, nie pamiętam nawet, czy mam załamanie w prawo czy w lewo oraz panicznie boję się myszy. Przełomem okazał się weekend treningowy ze sznaucerami, gdzie dowiedziałam się, że istnieją tak zwane kredy bezzapachowe, którymi osoby takie jak ja mogą oznaczyć załamanie, przedmiot lub nawet cały ślad. Człowiek widzi wyraźną, czerwoną lub niebieską linię (jest kilka kolorów do wyboru), pies nie widzi nic. Zwykle wystarcza kilka śladów z pomocą kredy, by pies zrozumiał, że właściciel doskonale wie, gdzie jest ślad i przestał oszukiwać. Spike ślady uwielbiał i był w tej dziedzinie niezwykle utalentowany. Bardzo szybko nauczył się jak przejść ślad, moim zadaniem było trzymać koniec linki i nie przeszkadzać mu. Całe szczęście, że Zuza również świetnie sobie radzi w tej dziedzinie.
W zależności od ilości posiadanego czasu ćwiczyć można chodząc w tygodniu na ćwiczak, jeżdżąc od czasu do czasu na weekendy treningowe lub w wakacje na obozy. Zwykle łączymy wszystkie te sposoby. Moim zdaniem największą zaletą jest to, iż pies przyzwyczaja się do pracy w różnych miejscach, nie tylko na jednym konkretnym boisku lub ćwiczaku, i potem nie ma problemu na zawodach lub egzaminach. Fajne jest też to, że korzystając z doświadczenia wielu osób możemy zapoznać się z różnymi metodami i wybrać najlepiej dopasowaną do temperamentu naszego psa. Zapewniam was, że te treningi, obozy i szkolenia mogą wciągnąć tak samo jak wystawy. Spędzamy przecież czas z naszymi ulubieńcami, spotykamy znajomych – pasjonatów takich jak my. Dla psów to świetne doświadczenie, zmęczą się w taki pozytywny sposób. Muszą myśleć, współpracować z nami. Odnajdują swoje miejsce w stadzie. U swoich psów obserwowałam, że jeszcze kilka dni po powrocie z weekendu lub obozu były tak zmęczone, że wstawały tylko do miski i na spacer.
W Czechach znaczenie szkolenia podkreśla także Klub Doga. Na wszystkich wystawach, oprócz międzynarodowych, dogi ze zdanym egzaminem ZM (ślady, posłuszeństwo, obrona, łącznie 150 punktów) lub wyższym mogą być wystawiane w klasie pracującej.
Chciałabym zachęcić was do pracy z psami – dogi są bardzo inteligentnymi zwierzętami i przy minimum wysiłku z naszej strony osiągają wspaniałe rezultaty. Zwykle w kilka tygodni uczą się tego, na co inne rasy potrzebują miesięcy. Mój trener, obserwując postępy moich dogów, kiedyś powiedział, że myślał, że ja jestem takim świetnym przewodnikiem. Do czasu, gdy sam miał przyjemność szkolić doga – wtedy zrozumiał, że to ta rasa jest taka mądra.